Cześć, umm. Nie wiem za bardzo w jakiej formie Wam to przekazać, ale... Po prostu nie mam pojęcia, co zrobić w z tym blogiem. Kilkanaście razy w ciągu tych miesięcy zabierałam się za napisanie kolejnego rozdziału, ale nic nie wychodziło. A może ja się nie nadaję? Po prostu chcę Wam przekazać... Ugh, tak trudno mi to pisać! Chce przekazać, że nie mam pojęcia, czy w ogóle pisać dalej. Przepraszam. Z boku macie ankietę czy chcecie kontynuację (jest tam tylko 'tak' więc chciałabym, żeby zaznaczały TYLKO osoby, które na pewno będą czytać). Do napisania!
niedziela, 17 marca 2013
sobota, 19 stycznia 2013
[9] show me how to lie, you're getting better all the time.
- Słyszałeś pytanie, Niall? Między nami nic… - mówiłam bez
zająknięcia, patrząc na chłopaka, który ze spuszczoną głową wpatrywał się w
swoje splecione dłonie. Urwałam w pół stwierdzenia, wdychając powietrze owiane
mieszaniną naszych perfum głęboko do płuc.
- Idź już. – mruknął i przeniósł wzrok na mnie. Żałował.
Żałował wszystkiego, a ja? Ja… Nie. Niczego. Wręcz przeciwnie. Mimo tego, że
miałam ochotę mocno go przytulić i stwierdzić szeptem, że to pozostanie między
nami wstałam i ruszyłam ku wyjściu z pokoju. Pchnęłam ze złością drzwi i
oparłam się o nie. Dopiero po chwili, jakby napełniona witalnością
wyprostowałam się i powolnym, ociężałym krokiem ruszyłam na dół dobrze wiedząc,
kogo tam spotkam. Każdy pokonywany przez moją drobną osobę schodek był niczym
krok do jaskini pełnej wściekłych wilków, lub od razu do paszczy wygłodniałego
lwa.
- Słyszę kroki, czy to moje Słonko? – do moich uszu dobiegł
najbardziej przesłodzony, udawany i nieszczery głos na świecie. Zaśmiałam się
pod nosem i pokręciłam głową.
- Nazywasz mnie Słońcem bo nie możesz na mnie patrzeć przez
długi czas czy, że musisz trzymać się ode mnie z daleka, żeby nie ucierpieć? –
zakpiłam donośnym głosem, przyspieszając schodzenie po schodach. Wyraźnie
słyszałam krzątanie się Stylesa po kuchni.
- Haha, dobre sobie. A teraz chodź tu i daj buziaka,
kochanie. – no chyba sobie żartuje. Wstąpiłam do kuchni jedną nogą, by ujrzeć
istny rozgardiasz. Nie mogąc się powstrzymać parsknęłam głośnym śmiechem.
Widocznie ucieszony Harry w sekundę znalazł się przy mnie. Objął mnie w talii
trochę mocniej niż zazwyczaj, drugą dłonią błądząc po mojej szyi. – Nie
gniewasz się już, prawda? – bardziej stwierdził niż spytał, piorunując mnie
pustym wzrokiem. Nie miałam siły niczego mówić. Wzruszyłam więc tylko ramionami
i, właściwie nie wiem czemu uśmiechnęłam się do niego. Przez ułamek sekundy,
przez tą krótką chwilę miałam nadzieję, ze może wrócił. Wrócił TEN Harry, w
którym się zakochałam. Ten, który uratowałby mnie przed seryjnym mordercą, ten
który wstąpiłby ze mną do jednych z tych budek na zdjęcia i zrobił sobie ze mną
kilka, przytulając mnie mocno do siebie. Moje przypuszczenia niestety rozwiały
się ponownie, kiedy dopuściłam w końcu do siebie myśl, że to wszystko jest
toksyczne. Nie potrafię go zostawić. Nie potrafię zostawić go samego bo wiem,
że mój mały Lokowaty sobie nie poradzi. Całkiem sam. Bez wsparcia. Bez nikogo.
Jednocześnie bałam się. Jego? Nie mam pojęcia. Miałam tą świadomość, ze on
nigdy, przenigdy nie byłby w stanie mnie skrzywdzić. Krzyczeć jak najgłośniej,
wyzywać od najgorszych tak. Ale byłby zbyt słaby, by cokolwiek mi zrobić. Zbyt
przestraszony przed konsekwencjami. Był jak mały, bezbronny chłopczyk.
Wiedziałam to.
- Nie uderzyłbyś mnie. No nie, Hazz? – cicho mruknęłam,
patrząc chłopakowi prosto w oczy. W momencie zaświeciły się w nich iskierki
smutku. Było mu przykro. Pewnie nie sądził, że mogłabym go o coś takiego
oskarżać.
- Pinkie… - zaczął. Usiadł na jednym z niższych krzeseł w
kuchni i mimo moich cichych protestów usadził na swoich kolanach. – Mieliśmy
ostatnio trudny okres. Oboje to zauważyliśmy. Byłem przewrażliwiony, zły,
okropny dla Ciebie. Ale naprawdę przepraszam. Nie tak, jak zawsze. Tym razem
szczerze. – mówił bezustannie.
- Nie wierzę Ci. – stwierdziłam szczerze i pokręciłam głową
utwierdzając go w przekonaniu, że ten chłopak kompletnie stracił moje zaufanie.
– Kłamiesz, Styles. Łżesz. Łżesz jak opętany. – wysapałam na jednym wdechu,
unikając jego wzroku. Oczekiwałam kolejnego wybuchu agresji ze strony
Harry’ego. Zeszłam z jego kolan i stanęłam przed nim, nachylając się.
- Nie kłamię! Już nigdy Cię nie okłamię, naprawdę! Obiecuję
Ci to, Alex. Przysięgam! – krzyczał Harry, zaciskając pięści. Z jego oczu, po
rozpalonych policzkach potokami płynęły łzy, których nawet nie starał się
powstrzymać. Wrzeszczał, jak jakiś opętaniec. Za żadne skarby nie chciał się
opanować i nie obchodziło go to, że jego słowa słyszą nie tylko lokatorzy.
- A może do jasnej cholery przestałbyś obiecywać i wziąłbyś
się wreszcie w garść!? – nie wytrzymałam. – Nie obiecuj niczego, jeżeli nie
masz zamiaru tego dotrzymać! Jesteś jakiś niedorozwinięty i, że ja jeszcze od
Ciebie nie odeszłam! Nienawidzę Cię, Harry! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę!
– darłam się wniebogłosy, przesadnie gestykulując. – Rozumiesz?! Jesteś
najgorszym idiotą, jakiego kiedykolwiek… Największym, jaki kiedykolwiek
istniał! Ty pieprzony egoisto, jesteś… - nie skończyłam mojego monologu
przeładowanego wyzwiskami. Mocno zagryzłam wargę słysząc i widząc, jak chłopak mi
przerywa.
- Zamknij się, kurwa! - wydal z siebie warknięcie godne wygłodniałej bestii. Patrzył na mnie, a jego tęczówki wyrażały pomieszanie złości z goryczą. - Co ty sobie myślisz?! Nie wolno Ci tak
do mnie mówić, nikomu nie wolno! Ty… Ty dziwko! - nazwał mnie tak wtedy wcale nie pierwszy raz. To zdarzał się zwykle przy największych sporach. - Możesz wypierdalać i to w tej
chwili! Myślisz, że nie mogę Cię zostawić?! Właśnie to robię! Przeprosiłem Cię,
przepraszałem z tysiąc razy! Ale Ty i tak będziesz wytykać mi moje błędy,
choćbym nawet się zmienił! Naprawdę sądziłaś, ze wiecznie będę Cię tolerował!? Wyjdź
stąd, zanim coś Ci zrobię. Wyjdź, szybko! – krzyczał tak, jakby nie panował nad
tym, co robi i chciał mnie przed sobą ostrzec. Tak, jakby mówiło za niego coś w
rodzaju tulpy.
- Nie. Harry, nigdzie się nie wybieram. Zostaję tu. Nie
zostawię Cię. – wyszeptałam ze łzami w oczach. Idiotka, pomyślałam. Ale
przecież tak bardzo go kochałam. Nie mogłam zrobić nic innego. To jest takie
dla mnie niezrozumiałe, że jeśli się kogoś kocha, można dla tej osoby zrobić
wszystko. Zjechać ze zjeżdżalni wyłożonej papierem ściernym w samej bieliźnie,
uśmiechać się mimo tego, jaki ból zadaje nam ten ktoś, a przede wszystkim
zawsze być przy nim. I ja po prostu musiałam, musiałam mu pomóc. To straszne,
jak pod wpływem miłości człowiek staje się zależny od swojego ukochanego, czy
swojej ukochanej. Obróciłam się na pięcie i posuwistymi ruchami dotarłam do
schodów, po czym wspięłam się po nich na górę. Weszłam do naszego wspólnego pokoju.
Nie byłam tam od wczoraj. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć o wszystkim. Kim
w ogóle jest Harry? Czy człowiek może zmienić się tak diametralnie w tak
krótkim czasie? A może był chory? Może jego psychika miała jakieś uszczerbki,
których nikt poza mną nie zauważał? Może umysł tego chłopaka uległ jakiemuś
nałogowi? Przecież to wszystko się leczy… To wszystko było moja wina! Jak
mogłam obarczać go ta ogromną odpowiedzialnością? Przecież był dla mnie wszystkim,
moje uczucia do tego zjebanego psychopaty były… Naprawdę głębokie.
Beznadziejnie się zakochałam. A przecież Charlotte mi tego odradzała. „Zrani
Cię. On jest sławny, a ty nie.” Wykorzysta i porzuci…” słowa Lottie rozbrzmiały
w mojej głowie w sekundę. Dlaczego nie odzywałam się do mojej przyjaciółki
przez tak długi czas? Przecież było pewne, że ma pojęcie co się dzieje. Ale
może uważa, że to wszystko na serio, że jesteśmy razem… Zdawałam sobie sprawę,
że wyjaśnienie tej sprawy było tylko pretekstem do rozmowy z dziewczyną.
Brakowało mi jej. Tęskniłam za jej chorymi porównaniami, pomówieniami. Z tym,
że przed wszystkim mnie chroniła. Za jej ciągłym zapewnianiem „A nie mówiłam”
gdy cokolwiek, kiedykolwiek zdarzyło się źle. Była moją tak naprawdę jedyną
prawdziwą przyjaciółką. Od zawsze? Więc czy powinnam tę dziewczynę tak po
prostu zostawiać? Och, oczywiście, że nie! Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc
głową. Wybrałam na komórce numer do Lottie i po prostu nacisnęłam zieloną
słuchawkę. Przyszło mi to z taką lekkością, jakbym robiła to codziennie od
bardzo długiego czasu. I nagle upuściłam telefon na podłogę, wywołując cichy
huk. Na ekranie laptopa widnieje dobrze znana mi twarz z podpisem, który widząc
nie wierzyłam własnym oczom. Przyłożyłam dłoń do ust, szepcząc ledwie
słyszalnie.
- To nie może... Kurwa. - wyrywa mi się, kiedy
drżącym palcem zwiedzam powierzchnię touchpada. Mój oddech natychmiast
przyspieszył, a serce jakby na kilka sekund przestało bić.
_________________________________________________________________________
Macie swoją dziewiątkę, kochani moi. Serio was uwielbiam, wiecie? Wszystkich z osobna. Aż wkleję Wam serduszko: ♥ <-- proszę bardzo! OK. Namieszalo się z deczka, ale ok. Team Hallex jest większa tak, jak przypuszczalam, haha. Mała różnica głosów, ale jednak istnieje. Dzięki za 23 komentarze! Proszę o nie spamowanie swoimi blogami bez wspomnienia o tym, co sądzicie o rozdziale, bo wtedy po prostu na nie nie wejdę, huns.
Anonim zadał mi pytanie, cytuję "sORRY ŻE SIĘ PYTAM BO NA tt Masz ikonkę z wokalistą Fit For Rivals. Słuchasz ich ?" - Chciałabym, żeby pytania były bardziej "ogarnięte" ale TAK. Uwielbiam, należę do FFV Army. PS. Renee to wokalistka, nie wokalista (?).
<-- Przypominam o dodawaniu siebie jako obserwatorów na blogu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)