sobota, 15 września 2012

[2] rain clouds come to play, again.


"Chciałabyś się ze mną spotkać?"
Słowa tej wiadomości rozniosły się echem w mojej głowie na kilka dobrych minut. Od pierwszej rozmowy z Anonimkiem minął dokładnie tydzień. Siedziałam właśnie w salonie z laptopem na kolanach rozglądając się nerwowo. Miałam na sobie długą koszulę  z ćwiekami na ramionach i proste dżinsowe szorty. Na nogi wcisnęłam różowe trampki, które podkreślały mój nadzwyczaj dziwny kolor włosów. Pisałam z Anonimkiem codziennie po kilka godzin.  Zaprzyjaźniłam się z tym chłopakiem mimo, że nie wiedziałam nawet jak ma na imię. Ale spotkanie? To przecież poważny krok.
"Jesteś tam, Pinkie?"
Zostało mi niewiele czasu na szczegółowe zastanowienie się. Wzięłam głęboki oddech i zawiesiłam palce nad klawiaturą. Przed kilka sekund nie pisałam nic. Po krótkim czasie wystukałam twierdzącą odpowiedź i zaśmiałam się melodyjnie z własnej głupoty. Przecież nie wiedziałam nic o tym chłopaku. Nie wiedziałam czy pisze prawdę o sobie. Zdawałam sobie sprawę, że nie musi być tym, za kogo się podaje. Mimo to odpowiedź już została wysłana i nie było nawet cienia szansy, aby ją cofnąć.
"Gdzie, kiedy? Na blogu pisałaś, że mieszkasz w Londynie. To całkiem blisko mnie."
Uśmiechnęłam się delikatnie i umówiłam się z nim na siedemnastą, dzisiaj. W kręgielni stosunkowo daleko mojego domu. w końcu gdyby Anonimek okazał się gwałcicielem czy kimś za kogo się nie podawał łatwo mogłabym uciec i nie miałabym podejrzeń, że wie gdzie mieszkam. I nagle pojawiło się te kilkanaście standardowych pytań. Czy mówić Charlotte, a może zabrać ją ze sobą? Jak on może wyglądać? No tak. Napisał, ze będzie miał okulary przeciwsłoneczne. Poza tym, on mnie pozna więc ja jego też. I chyba najważniejszy wątek. w co ja się ubiorę? Zamknęłam laptopa ówcześnie się żegnając i ruszyłam skocznym krokiem w stronę mojego pokoju. Otworzyłam szafę i bez zahamowania wyjęłam z niej wszystkie rzeczy po kolei, rzucając je na łóżko. Obróciłam się i westchnęłam ciężko. Panował tam większy bałagan niż aktualnie w mojej głowie.  Usiadłam na niewielkim skrawku wolnego miejsca i zabrałam się za przeszukiwanie moich zbiorów. Spotkanie w kręgielni... Musi być wygodnie i z klasą. Kurwa, Pinkie. przecież ty nie masz niczego z klasą. Więc postawię na wygodę. Chciałam być też chociaż trochę dziewczęca, więc zdecydowałam się na śliczną, koronkową spódniczkę (do której kupna zmusiła mnie Lottie.), białą koszulkę i dżinsową kurteczkę. Znalazłam też w szafie z butami beżowe baletki na płaskiej podeszwie mimo, że chciałam jak idiotka założyć buty na wysokim obcasie do kręgielni. Naszykowane obrania położyłam na krześle przy biurku nie chcąc ich teraz zakładać z dużym prawdopodobieństwem pobrudzenia. Łóżko z resztą mojej szafy omiotłam obojętnym spojrzeniem, po czym wzruszyłam ramionami, stwierdziłam, że posprzątam później i wyszłam z pokoju zastanawiając się, co zrobię z włosami. Stanęłam przed lustrem w łazience i rozczesałam moje niesforne różowe kosmyki. Przekrzywiłam głowę i pokręciłam gwałtownie głową, tworząc delikatne fale i uznałam, że w naturalnym włosach wyglądam najlepiej. Wróciłam do pokoju i spojrzałam na zegarek w azteckie wzory wiszący na ścianie. Wskazywał on godzinę szesnastą - najwyższy czas, by się przygotować do spotkania. Pospiesznie ubrałam się, po czym usiadłam przed biurkiem. Wyciągnęłam z jednej z szuflad moją pojemną, szarą kosmetyczkę w bladoróżowe kropki. Rzęsy podkręciłam zalotką i optycznie wydłużyłam szczoteczką ukochanej przeze mnie, wysłużonej już z deka maskary.  Usta pomalowałam na delikatny, różowy kolor. Chciałam, żeby jak najmniej się wyróżniały. To moje oczy miały dzisiaj błyszczeć. Wykonałam standardowy makijaż i obróciłam się na krześle. Zerknęłam na zegar i wzruszyłam ramionami widząc, że zostało mi sporo czasu. Postanowiłam wyjść z domu wcześniej, nie narażając się na spóźnienie. Zamknęłam więc za sobą drzwi i ruszyłam w stronę kręgielni.
Wolnym krokiem pokonywałam kolejne metry. W moich uszach rozbrzmiewała mało znana piosenka świetnego zespołu Fit For Rivals – Hallelujah.
„One last time and one good story.
Scream hallelujah scream hallelujah.
Once for the time you never came.
One more time and one for history.
Scream hallelujah scream hallelujah.
There's just no easy way out.”
Podśpiewywałam pod nosem z przymkniętymi oczami, w ogóle nie zważając na to, co się wokół mnie dzieje. I nagle poczułam niepozorne uderzenie w klatkę piersiową. Otworzyłam momentalnie oczy i przed sobą ujrzałam zmieszanego chłopaka, który widocznie na mnie wpadł. Albo ja na niego. Nieważne. Stał przede mną brunet, co najmniej 1,90 wzrostu. Nieziemsko przystojny. Ubrany w dżinsowe rurki, szarą bluzę i fioletowe skejty za kostkę. Uśmiechnięty nieśmiało od ucha do ucha.  Przerażone spojrzenie bladoniebieskich oczu tylko dodawało mu uroku. Motylki w brzuchu były odruchem natychmiastowym. Czułam, że moje serce przyspiesza i bije niekontrolowanie szybko. Spuściłam głowę by nie pokazywać rumieńców, które prawdopodobnie pojawiły się dość szybko na mojej twarzy. Zagryzłam delikatnie wargę.
- Przepraszam, bardzo. – wyszeptałam i chciałam jak najszybciej minąć chłopaka. Ku mojemu zdziwieniu, Nieznajomy nie pozwolił mi odejść. Złapał mnie za nadgarstek i z powrotem przyciągnął do siebie, zadziornie unosząc brew.
- Gdzie się wybierasz? – zapytał tak intymnym tonem, że aż zrobiło mi się gorąco. Miałam ochotę rzucić mu się na szyję. Co z tego, że nie wiedziałam nawet, jak ma na imię? Chciałam tego, naprawdę. Poszerzył uśmiech, który z niepozornego zmienił się w szczery i niewymuszony. – Miałem zamiar cię gdzieś zaprosić w ramach rekompensaty.
- Przepraszam, ale mam plany… - powiedziałam szczerze chociaż jestem pewna, że wyglądało to, jakbym po prostu go spławiała. Spostrzegłam ledwie zauważalny smutek w jego oczach i przysięgam, że w tamtej chwili zrobiło mi się niezmiernie przykro. – Może innym razem. – dopowiedziałam chcąc ratować budowanie znajomości, ale moim skromnym zdaniem tylko pogarszając sytuację. Ścisnęłam jego rękę i obróciłam się na pięcie czekając, aż coś powie.
- Dobra, nie ma sprawy. – odparł szorstko, momentalnie puszczając mój nadgarstek.
Ale ze mnie idiotka, pomyślałam. Jednak jest jeszcze jeden wątek, który może uratować ten dzień. Spotkanie z Anonimkiem. Przecież dla niego tu przyszłam. Co prawda nie powiedziałam nic Lottie ale usprawiedliwiałam się tym, że później wszystko dokładnie jej opowiem. Wnioskując, że na krótkiej rozmowie z chłopakiem, który na mnie wpadł straciłam trochę czasu szybkim krokiem popędziłam do umówionego miejsca.
Stanęłam przed budynkiem, przyglądając mu się i westchnęłam ciężko. Ten dzień może być najgorszym, a zarazem najlepszym dniem mojego życia. Kilka minut zastanawiałam się,  czy nie wrócić do domu i przeprosić za nieobecność, podając błahy powód. Ale tak mnie zachowuje się Alexandra Foster. Alexandra Foster stawia czoło wszystkiemu. Pchnęłam więc drzwi do lokalu i weszłam po schodach na wyższe piętro, uśmiechając się delikatnie.  Wnętrze było dokładnie takie, jakie je zapamiętałam z moich urodzin organizowanych w tym miejscu kilka lat temu. Przygaszone światła, kilka torów z kulami do kręgli, kanapy i wielki, plazmowy telewizor. Weszłam do kręgielni i rozejrzałam się. Nikogo tam nie było. I nagle świat przysłoniły mi czyjeś ręce.
- Zgadnij kto? – usłyszałam szept skierowany do mojego ucha, a moje ciało przeszył przyjemny dreszcz. Zachichotałam melodyjnie i zdjęłam dłonie Anonimka z mojej twarzy. Obróciłam się i zobaczyłam chłopaka w okularach przeciwsłonecznych. Właściwie to nie wiem, po co je założył. Przecież byliśmy tam tylko my. Mimo jego licznych protestów ściągnęłam mu okulary.
I zamarłam.
Tego się nie spodziewałam.
Nikt nie spodziewałby się tego. 
_____________________________________________________________________________
No i powrót Pinkie. I takie trochę prywatne sprawy: Kat. mam nadzieję, że to czytasz.  Prooooszę, złap ze mną jakiś kontakt. Zależy mi na tej przyjaźni, smutno bez ciebie!

sobota, 1 września 2012

[1] suddenly i know i'm not sleeping.

"I przez tyle lat nie rozumiem określeń,
że szczęście znajdzie nas raczej później, niż wcześniej,
bo dopiero gdy Cię stracę, paradoks."
Pisałam z laptopem na kolanach. Jak codzień w te wakacje gdy tylko otworzyłam oczy, zamiast kulturalnego "Dzień Dobry" witałam nowy dzień przemyśleniami, cytatami lub zdjęciami dla czytelników mojego bloga. Moje wypociny stawały się coraz bardziej popularne, co cieszyło mnie niezmiernie. Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie. Byłam zadowolona z porannego posta. Zmuszał do refleksji i nie zdradzał zbyt wiele i mimo, że to przecież tylko trzy linijki już po chwili mialam kilka nowych komentarzy. "Czy to ma jakieś przesłanie, Pinkie? Czyżbyś się zakochała? ;) xoxo." Zaśmiałam się pod nosem i odpisałam przecząco. I uświadomiłam sobie, że zawsze chciałam się zakochać. Przymknęłam laptopa i położyłam go obok siebie na łóżku. Wstałam powoli, przecierając oczy dłońmi. Stanęłam przed szafą, wzięłam głęboki oddech i ponownie, jak codzień zadałam sobie standardowe pytanie "W co się ubrać?". Zaczęłam przeszukiwać swoje ubrania w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi. Po chwili znalazłam luźną, biało-turkusową koszulkę ombre oraz dżinsowe szorty ze skórzanym paskiem. Mimo, że nienawidzę chodzić po domu w butach dodałam do zestawu turkusowe lity dopasowane do bluzki. Odeszłam od szafy i znalazłam się przed lustrem. Zmierzyłam wzrokiem swoją sylwetkę i skrzywiłam się nieco. Przeczesałam różowawe włosy, doprowadzając je do "porządku". Związałam je w kitkę i wydęłam dolną wargę, patrząc w lustro. Odsunęłam się od mojego lustrzanego odbicia i ubrałam się.
Zbiegłam po schodach na dół o mało nie potykając się o własne nogi. Rodzice od dawna byli w pracy, więc cały dom miałam dla siebie. Rozejrzałam się po kuchni, cmokając z niezadowoleniem. W końcu zdecydowałam się zrobić sobie na śniadanie coś, przy czym nie da się spalić domu ani doprowadzić do dotkliwych wybuchów - płatki z mlekiem. Wyciągnęłam rzeczy potrzebne do zrobienia posiłku i zalałam płatki zimnym mlekiem. Szybko pozbyłam się wszystkiego z miski, włożyłam naczynie do zlewu i wyszłam z domu. Po krótkiej chwili spacerowania w samotności po drugiej stronie ulicy, zobaczyłam odwróconą do mnie tyłem Charlotte. Wpadłam na dość głupi i nieprzemyślany pomysł. Podbiegłam do dziewczyny i wskoczyłam jej się na plecy. Lottie aż podskoczyła. Obróciła się ze strachem w oczach i zrzuciła mnie z siebie, poruszając barkami. Naciągnęła rękawy bluzy aż za nadgarstki, uśmiechając się nerwowo. Dopiero po chwili spostrzegłam, że przez cienki i jasny materiał zaczyna przeciekać coś czerwonego. 
- Krew! - wrzasnęłam jak opętana, odskakując od przyjaciółki. - Znowu się cięłaś. - stwierdziłam spokojniej widząc, że Lottie zaszkliły się oczy. Złapałam ją za ramiona i potrząsnęłam nią gwałtownie. Chciałam, żeby coś powiedziała. Chciałam, żeby te plamy krwi okazały się zwykłymi zadrapaniami. Ale przecież to nie było możliwe. Nawet najdłuższe paznokcie nie zostawiają tak głębokich ran. 
- Przepraszam... - wydukała Lottie, chwiejąc się. Złapałam ją za rękę i zaprowadziłam na najbliższą ławkę. Usiadłam razem z nią, klepiąc ją po ramieniu. - Nie umiałam... Nie... - jej bełkot był ledwo zrozumiały. Widocznie straciła dużo krwi. 
- Co się stało, Charlotte? - nazwałam ją pełnym imieniem. Nigdy tego nie lubiła. Teraz nawet nie reagowała. Bujała się na boki, mocno zaciskając dłonie na wciąż krwawiących ranach, próbując tamować. Moja przyjaciółka spuściła głowę.
- Przepraszam... - powtórzyła półgłosem. - Nie chciałam tego.. - zapewniła, patrząc na mnie zaszklonymi oczami. Oddychała miarowo, powoli dochodząc do siebie.
- Może powinnam zadzwonić do szpitala? - zapytałam nie chcąc już ciągnąć tematu jej powodów. Lottie od razy gwałtownie pokręciła głową. 
- Nie, proszę... - wyszeptała, zaczesując kosmyk jasnych, krótkich włosów za ucho. Nie odpowiedziałam. Przytuliłam ją mocno do siebie. 
- Idziemy do mnie, w takim razie. Trzeba cię opatrzyć. - pociągnęłam ją za rękę i założyłam ją sobie za ramię tak, aby moja przyjaciółka miała we mnie oparcie. Szła krokiem pijanej co przysporzyło nam kilka wścibskich spojrzeń i kilka krótkich rozmów.
***
- Nie rób tego więcej. - poprosiłam, żegnając Charlotte w drzwiach. Dziewczyna obróciła się na pięcie z zamiarem odejścia bez słowa. Złapałam ją za obandażowany nadgarstek i zwróciłam ją ku sobie, unosząc brwi. - Obiecaj. - powtórzyłam głośniej. 
- Obiecuję. - odpowiedziała Lottie bez przekonania, przewracając oczami. Chociaż nie byłam do końca przekonana wypuściłam ją. Wbiegłam po schodach na górę, kierując się do mojego pokoju. Zdjęłam niewygodne buty i przebrałam się w przydługą, wygodną koszulę. Wyglądałabym okropnie, gdybym założyła pod nią spodnie więc tego nie zrobiłam. Położyłam się na łóżku i otworzyłam przed sobą laptopa. Uśmiechnęłam się i zabrałam się za czytanie komentarzy. Mimo, że nie zawsze odpowiadam na komentarze wszystkie zawsze są przeze mnie przeczytane. "Cześć. Masz może jakiś komunikator? Fajnie byłoby z tobą porozmawiać. :D" Ucieszyłam się, czytając ten komentarz. Jeszcze nikt nigdy nie poprosił mnie  rozmowę. Uszczęśliwiona szybko podałam swojego skype. Już po chwili ktoś na owym komunikatorze do mnie napisał. Nie zadzwonił, kamerka się nie wyświetliła. Ktoś do mnie napisał. "Hej, masz chwilę?" Jasne, że mam, pomyślałam. "Oczywiście. :) Czyżby Anonimek pytający o jakiś komunikator? ;)" 
Nasza rozmowa trwała do samego wieczora. Dowiedziałam się, że Anonimek jest chłopakiem i ma osiemnaście lat. Nie chciał ujawnić niczego więcej. Tajemniczy, intrygujcy osiemnastoletni chłopak. Cieszyłam się, że płeć męska również czyta moje wpisy i jednocześnie zrobiło mi się wstyd za to, co pisałam o chłopakach. Konwersacja przebiegała... W miłej atmosferze, nawet bardzo miłej. Aż chciało się poznać go bliżej. Mimo licznych próśb Anonimek nie chciał pokazać się na kamerce. Mogłam pomyśleć, że jest pedofilem, czy coś. Ale tak nie pomyślałam, wręcz przeciwnie. Ufałam temu chłopakowi coraz bardziej. 
_____________________________________________________________________________
Uprzedzam, że przez następny tydzień mnie nie ma - nie ma rozdziałów. Ale komentujcie, komentujcie jak najwięcej. Im więcej komentarzy, tym większy banan na ryjku autorki.  Jeśli nikt nie będzie tego komentował to po prostu przestanę pisać, bo po co pisać dla siebie publikując to. Pozdrawiam was i w ogóle, jesteście tacy fajni, jeśli to czytacie. + 100 do lansu,  naprawdę.