czwartek, 27 grudnia 2012

[8] should I bite my tongue?

Rozchyliłam powieki, przeklinając pod nosem i starając przypomnieć sobie szczegóły ostatniego dnia i… nocy? Przecież coś musiało się wydarzyć, skoro śpię na kanapie w salonie, a nie z Harrym. Powoli wszystko zaczęło się układać. Ja, Niall, Harry, Gala, krzyki, kłótnia, próba naprawienia tego wszystkiego. Już rozumiem. Podniosłam się do pozycji półsiedzącej, rozglądając się po pomieszczeniu. W całym salonie roznosił się zapach świeżych tostów i kawy. Przeciągnęłam się i wstałam z kanapy, nucąc coś pod nosem. Ruszyłam w stronę kuchni pełna obaw. Co, jeśli czegoś nie zapamiętałam? Najważniejszego szczegółu? Wzruszyłam delikatnie ramionami i jak najciszej, na palcach zbliżyłam się do drzwi kuchennych by sprawdzić, kto jest w środku. Jednakże, mój plan pozostania niezauważoną legł w gruzach, gdy przewróciłam się na środku salonu o niezidentyfikowany przedmiot pozostawiony przez kogoś i wywołując przy tym bardzo głośny huk. Zaklęłam pod nosem i wstałam z podłogi, masując obolałe miejsce. W jednej chwili z  kuchni wyłoniła się lokata czupryna, śmiejąca się. Harry wyglądał na odmienionego. Wręcz emanowało od niego zaraźliwe szczęście.
- Cześć, Pinkie. Jeszcze raz przepraszam. Głupio wyszło, że tak na Ciebie krzyczałem. Już nie będę, naprawdę. Nie chcę, żeby to wyglądało na takie udawane. – mówił chłopak, pałaszując swoje śniadanie. No tak, ale swojej „dziewczynie” to nie łaska dać…
- To JEST udawane, Styles. – odparłam oschle, okazując mu jak największą ignorancję. W jednej chwili, kiedy mnie przeprosił przypomniałam sobie wszystko. Nie możesz mu teraz wybaczyć, Alex, jest dupkiem. Zmrużyłam oczy i obróciłam się na pięcie, mrucząc coś w stylu „Pieprzony egoista”. Bo przecież jest egoistą. Zależy mu tylko na swoim szczęściu. „To nie może wyglądać na udawane” – co to ma być? To ja go prosiłam, żeby udawał mojego chłopaka, a potem zaczęłam się kłócić? Nie. Oczywiście, że nie. Zaśmiałam się kpiąco, mijając się z Zaynem w drzwiach. Już miałam powiedzieć „cześć” gdy przypomniałam sobie, że ten chłopak zdradza Perrie. Wciąż. I nieważne, jaką osobą stała się Pezz. Nikt nie zasługuje na zdradę. Prychnęłam, gdy chłopak znalazł się w odpowiedniej odległości ode mnie. Minęliśmy się bez słowa. Na schodach zauważyłam Louisa. Obdarzyłam go szczerym uśmiechem, na co odpowiedział cichym „Hej, Pinks.”, coś było z tym chłopakiem nie tak. Wzruszyłam ramionami i powitałam go. Zapukałam do jedynych drzwi, do których mogłabym zmierzać w tej sytuacji.
- Niall, jesteś tam? – przyłożyłam ucho do dębowego drewna, chcąc usłyszeć, co się dzieje w pokoju. Wzruszyłam obojętnie ramionami i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się. Irlandczyka nie było w środku. Jednak dało się słyszeć go pod prysznicem. Zachichotałam cicho, siadając na łóżku. Nie musiałam długo czekać. Dźwięk wody obijającej się o ciało mojego przyjaciela po kilku minutach ustał. Usłyszałam, jak Niall otwiera drzwi od łazienki i wychodzi na zewnątrz, z zamkniętymi oczami wciąż coś nucąc. Kompletnie nagi. O, kurwa.
- Niall? – powiedziałam cicho, zamykając oczy. Chłopak widocznie nie usłyszał – Niall, kurwa, załóż coś na siebie! – krzyknęłam dosadniej, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Kurczę, Pinkie, przepraszam cię. – szepnął zaczerwieniony chłopak, w pośpiechu zarzucając na swoje biodra jakiś najbliżej leżący ręcznik. – Nie spodziewałem się Ciebie i wiesz, tak jakoś wyszło. – Blondyn zaśmiał się nerwowo. – Nie wierzę, że widziałaś… - szepnął bardziej do siebie, niż do mnie.
- Nie widziałam. – zapewniłam, unosząc ręce w geście obronnym. – Prawie. – mruknęłam z rezygnacją, nie wytrzymując i wybuchając śmiechem. – Nic się nie stało. – nie mogłam oderwać wzroku od ciała chłopaka stojącego przede mną. Wstałam i podrapałam się po głowie, zdezorientowana. – To ja może już pójdę. – mruknęłam, zwracając się w stronę drzwi.
- Żartujesz?! Nie pozwolę ci wyjść po… Tym co zobaczyłaś. Serio, ej, przepraszam. – rumieniec nie zszedł ani na chwilę z jego twarzy, a ja czułam się coraz swobodniej w jego towarzystwie. Zaśmiałam się i machnęłam ręką na to, że widziałam nago mojego przyjaciela, ale mojego udawanego chłopaka już nie. Właściwie, to wczoraj chyba miała okazję. Chłopak usiadł na łóżku i uśmiechnął się zachęcająco. – No nie wiem, przecież wciąż masz na sobie tylko ręcznik. – zaakcentowałam przedostatnie słowo, jednak nie zwrócił na to uwagi. Ku mojemu zdziwieniu, w tej chwili zrobiłam się bardzo śmiała. Usiadłam na kolanach Niall’a i położyłam głowę na jego ramieniu. – Uwielbiam Cię, Niall. – wyszeptałam wprost do jego ucha i poczułam, jak dreszcze przechodzą przez jego ciało.
- Przestań tak robić. – zaprotestował chłopak i pokręcił głową. – Nie możemy. Jesteś dziewczyną Harry’ego. Ostatnio trochę się kłócicie, to fakt. Nawet bardzo… Ale nieważne. Kochacie się nawzajem. I to się liczy. Jesteście dla siebie stworzeni! – zapewniał mnie Niall chociaż nie dopuszczałam do siebie myśli, że to może być prawda. Ten chłopak był… Był dla mnie niezrozumiały. Harry Zagadka Styles. Zaśmiałam się, reagując na nową ksywkę nadaną Lokatemu.
- Jesteśmy przyjaciółmi, Niall. Nie robię z Tobą nic, czego nie robią przyjaciele. Nie histeryzuj, kochanie. – ucałowałam nos Blondyna, na co ten odpowiedział buziakiem w policzek. Obróciłam się tak, że chłopak pocałował mnie w usta. Nie miałam bladego pojęcia, dlaczego ja to kurwa robiłam. Przecież kocham Harry’ego… Ale pragnęłam pocałunku z Niallem. Nie miałam serca go odepchnąć wówczas, kiedy Blondyn całował mnie coraz zachłanniej. Przecież przed chwilą sam mówił, że jesteśmy TYLKO przyjaciółmi. Uśmiechnęłam się przez pocałunek. Nie wierzyłam, że to prawda. Ta chwila była idealna. Obróciłam się i usiadłam na Horanie okrakiem, kiedy on ukradkiem wślizgnął dłoń pod moją bluzkę. Opamiętaj się, Alex, zanim będzie za późno… Ręcznik zsuwał się chłopakowi z bioder pod wpływem naszego kręcenia się na łóżku. Przygryzłam delikatnie wargę Irlandczyka, na co on wplótł swoją dłoń w moje włosy. – Niall… - mruczałam. – Nie wiedziałam, że z ciebie taka bestia. – zachichotałam, a chłopak obrócił się tak, że teraz to on leżał na mnie. Dominował. Jego ciepłe, wilgotne wargi raz po raz muskały moją szyję, a dłonie błądziły po moim brzuchu, ramionach i obojczykach. Wsunęłam język do ust chłopaka i przekrzywiłam głowę o jakieś trzydzieści stopni. Czułam, jak nasze oddechy przyspieszają. Niall działał na mnie inaczej niż wszyscy. Był czuły, delikatny, nie nalegał na nic. Nie był wulgarny. Zdawał się tylko bezbronnym, blond Irlandczykiem. Bestia objawiała się w nim prawdopodobnie dopiero w łóżku. Uwielbiałam to, jaki był. Nic, naprawdę nic nie mogło mnie w tej sytuacji odciągnąć od tego chłopaka. Poza… Nim samym.
- Pinkie, przestańmy. – Niall miał rację. Zawsze miał rację. To zabawne, że chłopak w takiej sytuacji potrafi zachować świadomość wówczas, kiedy ja już powoli ją traciłam.
- Przepraszam, poniosło mnie. – wydukałam cicho, kręcąc głową.
- Oboje nas poniosło. Ale to nie zaszło za daleko. Na szczęście. – chłopak odgarnął trzęsącą się dłonią włosy z mojego policzka i wstał ze mnie, poprawiając ręcznik.
- Niall? – mruknęłam cicho.
- Słucham, Alex?
- Nigdy już nic między nami nie zajdzie. Prawda?
Chłopak milczał. 
___________________________________________________
PAMPAMPAM. Jest 8! Trochę długo czekaliście, dzięki za te 19 komentarzy. Dzięki, że jesteście. 
OK. Był moment Niall + Alex. I co myślicie? Halex, czy Niallex? W którym teamie jesteście? Napiszcie w komentarzach. Haha. Lubię ten rozdział, łatwo się go pisało. 

niedziela, 9 grudnia 2012

[7] why do you race through my red lights?


„Cześć,  kochani ludzie czytający mojego bloga.” Kaszlnęłam, wystukując trzęsącymi palcami kolejne litery na klawiaturze. Pokręciłam głową i przytrzymując klawisz Backspace usunęłam wszystkie sześć słów, które zdołałam napisać. Nie opublikowałam nic właściwie odkąd poznałam Harry’ego. Nie umiałam w jakikolwiek zrozumiały sposób opisać sytuacji, w której znalazłam się w przeciągu ostatnich kilku tygodni. To wydawało mi się tak niewyobrażalne, nierealne, że trudno było obrać moje myśli w słowa. „Cześć, czytelnicy!” zaczęłam ponownie, mocno wdychając powietrze w płuca. „Dzisiaj, po tej niespodziewanej przerwie chciałabym poruszyć pewną kwestię. Jak już pewnie wiecie, jestem…” zawahałam się. Jak to napisać? Co w ogóle napisać? Westchnęłam z rezygnacją. Przez ostatnie dni wszystko w tym „związku” stało się… Naprawdę dziwne. Nasze uczucia były okazywane tylko przed kamerami. To było takie trudne. Ale musiałam to znieść. Bo mimo to, kocham Harry’ego. I z każdym dniem powtarzam to sobie, myśląc o ucieczce z tego pieprzonego teatru. Z tej wyreżyserowanej, w stu procentach ustawionej komedii. Ale to uczucie jest silniejsze od wszystkich naszych kłótni. Mimo tego, że czułam się jak marionetka, musiałam to znieść.
- Cześć, księżniczko. – usłyszałam zza moich pleców cichy szept. Na mojej twarzy zagościł niezauważalny uśmiech. Przymknęłam laptopa, postawiłam go na szafce i gwałtownie się obróciłam.
- Cześć… Niall? – nie kryłam się z moim zdziwieniem, jednak z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Skinęłam do chłopaka. Bez zbędnych wstępów usiadł obok mnie i spuścił głowę. – Ej, Nialler. Co się stało? – mówiłam zdezorientowana, rozglądając się naokoło. – Ej, ty płaczesz? – nachyliłam się nad Blondynem, chcąc zmierzyć wzrokiem jego twarz. Chłopak milczał. A ta jego cisza była bardziej przejmująca od tego, że płacze. Zawsze dużo mówił. Najwięcej z nas wszystkich. – Odezwij się Niall. Po prostu powiedz mi o co chodzi, a razem coś wymyślimy. Nialler, nie płacz. Nienawidzę, jak płaczesz. – prowadziłam zdawało się monolog, przyglądając się zaszklonym oczom Irlandczyka. – Niall, przestań kurwa płakać! – podniosłam glos na chłopaka, wstając z beżowej kanapy. Widziałam jego trzęsące się ramiona. Widziałam, jak skrawkiem flanelowego materiału rękawa koszuli, którą miał na sobie szybko ociera łzy. – Przepraszam, Niall. Nie powinnam krzyczeć. – chwyciłam Blondyna za ramiona i przyciągnęłam go do siebie. Miałam ochotę przytulić go mocno i już nigdy, przenigdy nie wypuszczać go z rąk. Chciałam obronić go przed całym złem tego świata, chciałam… Chciałam, żeby ten chłopak był szczęśliwy. Żeby na jego twarzy zawsze gościł uśmiech. Ten piękny, nierzadko wymuszony, uroczy skrzywiony uśmiech. Nie ten, który gościł zwykle przed kamerami. Właściwie, to Niall naprawdę rzadko uśmiechał się do zdjęć z fankami. W ogóle, w naszym towarzystwie był całkiem inny. Nigdy nie krył emocji. Zawsze okazywał to, co czuł. Tak było właśnie teraz, gdy wtulony w moją klatkę piersiową bezbronny, całkowicie bezsilny Niall Horan wypłakiwał swoje smutki z nieznanego mi powodu. Ale przecież nie musiałam wiedzieć, dlaczego to robił. Byłam przy nim. Po prostu. I już. – Nie płacz już, kochanie. Wszystko jest dobrze. 
***
- Musisz ze mną iść na tę pieprzoną galę! Rozumiesz, kurwa?! – krzyki Harry’ego nie ustawały, z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze i pełne agresji. Bałam się. Cholernie się bałam. Coraz bardziej. Tego, że ten chłopak może mi coś zrobić. Jeśli nie on, to ktoś inny. Ma przecież wpływy, to Harry Styles. – Nie przyjmuję jebanej odmowy. - Skinęłam tylko głową, nie patrząc w oczy chłopakowi naprzeciw mnie. Czułam się taka samotna. Nie miałam już Charlotte.  Nie miałam nawet pojęcia, co stało się z tą dziewczyną.  Nie miałam już Perrie, bo dziewczyna coraz rzadziej nas odwiedzała a kiedy już to robiła, zamykała się w pokoju z Zaynem, zaciekle o czymś dyskutując. To takie zabawne, ze z tych naburmuszonych, obrażonych na siebie dzieci w sekundę, gdy wychodzili z domu stawali się idealną parą. To zabawne, że nikt nie widział, jak jest naprawdę. Jak to życie powoli wykańcza nas wszystkich po kolei. Jak wszystko co nas otacza wysysa z nas życie, zamieniając tym samym we wrak człowieka. Nie miałam już nikogo, komu mogłabym w pełni zaufać. A, no tak. Był jeszcze Niall. Nial... On był ze mną zawsze. Jego swoicki spokój i opanowanie w najbardziej przygnębiających sytuacjach dawał mi prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Był idealnym przyjacielem. Idealnym chłopakiem, idealnym gwiazdorem. Idealnym przyszłym ojcem i mężem. Idealnym... Sobą. Zatracona w głębokich przemyśleniach nie zauważyłam, że Harry opuścił pokój. Rozejrzałam się i głośno przełknęłam ślinę. Oparłam się o dębowe, pomalowane niedawno na biało drzwi wejściowe do pokoju i osunęłam się na podłogę, kląc pod nosem. Jak mogłam do tego dopuścić? Jak mogłam zatracić się w uczuciach do chłopaka, który był dla mnie wiecznie... Niezrozumiały? Jak mogłam zakochać się w chłopaku który uważał, że może wszystko. Pokręciłam głową, podkulając kolana pod brodę. Harry Styles nie jest dla Ciebie, Alex, przekonywałam samą siebie w myślach. Jest złym chłopakiem. Wykorzystuje Cię. Kurwa, Pinkie, czy ty naprawdę tego nie widzisz? Nie dostrzegasz tego, że krzyczy na Ciebie za każdym razem, kiedy coś pójdzie nie tak? że kilka razy mało co Cię nie uderzył? Upomnij się, zanim będzie za późno... Wstałam, podpierając się prawą ręką i ruszyłam w stronę łazienki, w celu przemycia twarzy chłodną wodą. To dało mi zupełne przebudzenie. Pokręciłam głową, pozwalając mojej skórze zblednąć od zimna płynu. Zatracałam się w uczuciach do Harry'ego coraz bardziej. A dziś? Znowu. Znowu  będziemy udawać, że wszystko jest dobrze. 
***
Błyski fleszy, niekończące się pytania reporterów i fani chłopaków powoli mnie wykańczali. Psychicznie i oczywiście fizycznie, bo w piętnastocentymetrowych szpilkach przecież nie chodzi się zbyt wygodnie, ani komfortowo. Otaczające mnie tłumy roześmianych nastolatek raz po raz rozmawiały z Harrym, kiedy ja miałam chwilę wytchnienia. Sztuczny uśmiech, wyćwiczony już do perfekcji nie schodził mi z twarzy. Chłopak także nie dawał po sobie znać, że wszystko jest jedynie grą. Pocałunki w policzek, raz po raz urocze wtulenie moich włosów jego klatkę piersiową nie dały nikomu snuć podejrzeń o tym, ze to wszystko to jedynie jedna, wielka ustawka.  Zdawało się, wszyscy uwielbiali nasz związek. Jeśli można to nazwać związkiem… Koniec. Wreszcie. Kurtyna w dół. Szybkim krokiem, w pośpiechu chwytając dłoń Harry’ego, a drugą machając do pozostawionych na pastwę samotności Directionerek ruszyłam przed siebie nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół mnie.
- Pinkie, przepraszam. – zaczął chłopak w samochodzie. Ale tak przecież było zawsze. Najpierw mnóstwo krzyku o byle gówno, a później… „Przepraszam, od jutra się zmienię, wszystko będzie dobrze, naprawdę”, ale najbardziej akcentował cztery słowa, które powtarzał za każdym razem. „Tylko mnie nie zostawaj”. Wybaczałam mu. Za każdym pieprzonym razem. Naiwność brała górę. za każdym razem wierzyłam, że może być jak dawniej. Jak na samym początku. Kiedy był tylko moim przyjacielem Anonimkiem, z którym utrzymywałam bliższe kontakty przez Skype'a. Kiedy budziłam się rano, niewyspana, w jego za dużej o kilka rozmiarów koszulce. Ale on NIGDY się nie zmieniał. Zawsze tak samo głośno na mnie krzyczał. Wyładowywal na mnie całą swoją złość, agresję, smutek.  Kilka razy nawet, aż trudno uwierzyć, podniósł na mnie rękę. Ale nie uderzył mnie. Nigdy. 
***
Palce Harry’ego sunęły po mojej talii, okrytej jedynie przewiewną podkoszulką. Krążył otwartą dłonią po biodrach, pomrukując cichutko. Byłam obrócona do niego tyłem, więc przytulił się do moich pleców.
- Przestań. – mruknęłam cicho. Chłopak nie zareagował w ogóle. Tak, jakby niczego nie usłyszał. Ucałował kilka razy moją szyję, za każdym razem szepcząc ledwie słyszalne ”przepraszam”. Pokręciłam głową, zdjęłam z siebie dłoń chłopaka i okryłam się kołdrą. - Zostaw mnie. - szepnęłam dosadniej.
 – Jak długo będziesz się na mnie gniewać, Alex? – syknął przeszywającym głosem wprost do mojego ucha.
- Nie jestem twoją dziewczyną, Harry. UDAJĘ, rozumiesz? – obróciłam się twarzą do chłopaka. Ten wykorzystał okazję i szybko przyciągnął mnie do siebie. – Spierdalaj, Styles! – powiedziałam chyba trochę za głośno, bo Brunet zatkał mi dłonią usta i jednym, zgrabnym ruchem obrócił mnie, by okryć jego muskularnym ciałem moją kruchą osobę.
- Zamknij ryj na chwilę. Staram się, żebyś mi wybaczyła. Kurwa staram się, rozumiesz? Naprawdę… Chcę, żeby było jak na początku naszej znajomości. A ty nie? Nie tęsknisz za tym? Skłamiesz, jeśli powiesz, że nie. – szeptał chłopak nie robiąc przerw zachrypniętym głosem. Zdjął dłoń z moich ust, czekając na moją odpowiedź.
- Widocznie już nigdy nie będzie jak wtedy, skoro masz czelność mówić do mnie „zamknij ryj”. Spadaj, popaprańcu. Zejdź ze mnie, no kurwa. – zamrugałam kilkakrotnie i próbowałam wyrwać się spod ciała Harry’ego. Chłopak jednak pozostał nieugięty. Odgarnął włosy z mojego czoła.
- Powiedz, że będzie jak dawniej. Proszę, Pinkie, proszę. – mówił nieustannie. Ani cichy głos chłopaka, ani jego prośby nie zmieniły wcale mojego podejścia do niego.
- Nie będzie, Harry. – z moich oczy spłynęły łzy, które zostały szybko otarte przez chłopaka leżącego na mnie. – Zmieniłeś się. Właściwie, to… Oboje się zmieniliśmy. Bardzo. Krzyczysz na mnie. To boli, rozumiesz? Nie chcę cię zranić. Nie zostawię cię. – wpadłam w słowotok. Pokręciłam głową i mimo dużych oporów zostałam wypuszczona z łózka. – Będę spała na kanapie. – zrobiłam przerwę. – Czy gdzieś. – chłopak spojrzał na mnie wzrokiem przepełnionym bólem. Pokręcił głową i złapał mnie za rękę.
- Nie zostawiaj mnie tu. Kurwa, zostań. Dla mnie. – moje serce przyspieszyło. Czym prędzej wyswobodziłam się z uścisku Stylesa i wyszłam z pokoju, przymykając drzwi.
_____________________________________________________
To się porobiło, prawda?  Ten rozdział jest jakby... Rozpoczęciem nowego wątku w tym opowiadaniu. Co sądzicie? Mi się podoba, a to bardzo, bardzie dziwne. Mam ważne pytanie: Kogo miałam informować o rozdziałach? Zostawcie na dole swoje twittery/blogi, bo ja oczywiście, głupia zapomniałam! Dodajcie tego bloga do obserwatorów, maybe? + Zdaję sobie sprawę z tych czterech nominacji do Liebster Awards. Dzięki. 
Nowa zasada:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
Pozdrawiam ciepło, xx.