"Chciałabyś się ze mną
spotkać?"
Słowa tej wiadomości rozniosły się
echem w mojej głowie na kilka dobrych minut. Od pierwszej rozmowy z Anonimkiem
minął dokładnie tydzień. Siedziałam właśnie w salonie z laptopem na kolanach
rozglądając się nerwowo. Miałam na sobie długą koszulę z ćwiekami na
ramionach i proste dżinsowe szorty. Na nogi wcisnęłam różowe trampki, które
podkreślały mój nadzwyczaj dziwny kolor włosów. Pisałam z Anonimkiem codziennie
po kilka godzin. Zaprzyjaźniłam się z tym chłopakiem mimo, że nie
wiedziałam nawet jak ma na imię. Ale spotkanie? To przecież poważny krok.
"Jesteś tam, Pinkie?"
Zostało mi niewiele czasu na
szczegółowe zastanowienie się. Wzięłam głęboki oddech i zawiesiłam palce nad
klawiaturą. Przed kilka sekund nie pisałam nic. Po krótkim czasie wystukałam
twierdzącą odpowiedź i zaśmiałam się melodyjnie z własnej głupoty. Przecież nie
wiedziałam nic o tym chłopaku. Nie wiedziałam czy pisze prawdę o sobie.
Zdawałam sobie sprawę, że nie musi być tym, za kogo się podaje. Mimo to
odpowiedź już została wysłana i nie było nawet cienia szansy, aby ją cofnąć.
"Gdzie, kiedy? Na blogu pisałaś,
że mieszkasz w Londynie. To całkiem blisko mnie."
Uśmiechnęłam się delikatnie i
umówiłam się z nim na siedemnastą, dzisiaj. W kręgielni stosunkowo daleko
mojego domu. w końcu gdyby Anonimek okazał się gwałcicielem czy kimś za kogo
się nie podawał łatwo mogłabym uciec i nie miałabym podejrzeń, że wie gdzie
mieszkam. I nagle pojawiło się te kilkanaście standardowych pytań. Czy mówić
Charlotte, a może zabrać ją ze sobą? Jak on może wyglądać? No tak. Napisał, ze
będzie miał okulary przeciwsłoneczne. Poza tym, on mnie pozna więc ja jego też.
I chyba najważniejszy wątek. w co ja się ubiorę? Zamknęłam laptopa ówcześnie
się żegnając i ruszyłam skocznym krokiem w stronę mojego pokoju. Otworzyłam
szafę i bez zahamowania wyjęłam z niej wszystkie rzeczy po kolei, rzucając je
na łóżko. Obróciłam się i westchnęłam ciężko. Panował tam większy bałagan niż aktualnie
w mojej głowie. Usiadłam na niewielkim skrawku wolnego miejsca i zabrałam
się za przeszukiwanie moich zbiorów. Spotkanie w kręgielni... Musi być wygodnie
i z klasą. Kurwa, Pinkie. przecież ty nie masz niczego z klasą. Więc postawię
na wygodę. Chciałam być też chociaż trochę dziewczęca, więc zdecydowałam się na
śliczną, koronkową spódniczkę (do której kupna zmusiła mnie Lottie.), białą
koszulkę i dżinsową kurteczkę. Znalazłam też w szafie z butami beżowe baletki
na płaskiej podeszwie mimo, że chciałam jak idiotka założyć buty na wysokim
obcasie do kręgielni. Naszykowane obrania położyłam na krześle przy biurku nie
chcąc ich teraz zakładać z dużym prawdopodobieństwem pobrudzenia. Łóżko z resztą
mojej szafy omiotłam obojętnym spojrzeniem, po czym wzruszyłam ramionami, stwierdziłam,
że posprzątam później i wyszłam z pokoju zastanawiając się, co zrobię z
włosami. Stanęłam przed lustrem w łazience i rozczesałam moje niesforne różowe
kosmyki. Przekrzywiłam głowę i pokręciłam gwałtownie głową, tworząc delikatne fale
i uznałam, że w naturalnym włosach wyglądam najlepiej. Wróciłam do pokoju i
spojrzałam na zegarek w azteckie wzory wiszący na ścianie. Wskazywał on godzinę
szesnastą - najwyższy czas, by się przygotować do spotkania. Pospiesznie ubrałam
się, po czym usiadłam przed biurkiem. Wyciągnęłam z jednej z szuflad moją
pojemną, szarą kosmetyczkę w bladoróżowe kropki. Rzęsy podkręciłam zalotką i
optycznie wydłużyłam szczoteczką ukochanej przeze mnie, wysłużonej już z deka
maskary. Usta pomalowałam na delikatny,
różowy kolor. Chciałam, żeby jak najmniej się wyróżniały. To moje oczy miały
dzisiaj błyszczeć. Wykonałam standardowy makijaż i obróciłam się na krześle.
Zerknęłam na zegar i wzruszyłam ramionami widząc, że zostało mi sporo czasu.
Postanowiłam wyjść z domu wcześniej, nie narażając się na spóźnienie. Zamknęłam
więc za sobą drzwi i ruszyłam w stronę kręgielni.
Wolnym krokiem pokonywałam kolejne
metry. W moich uszach rozbrzmiewała mało znana piosenka świetnego zespołu Fit
For Rivals – Hallelujah.
„One last time and one good story.
Scream hallelujah scream hallelujah.
Once for the time you never came.
One more time and one for history.
Scream hallelujah scream hallelujah.
There's just no easy way out.”
Scream hallelujah scream hallelujah.
Once for the time you never came.
One more time and one for history.
Scream hallelujah scream hallelujah.
There's just no easy way out.”
Podśpiewywałam pod nosem z
przymkniętymi oczami, w ogóle nie zważając na to, co się wokół mnie dzieje. I
nagle poczułam niepozorne uderzenie w klatkę piersiową. Otworzyłam momentalnie
oczy i przed sobą ujrzałam zmieszanego chłopaka, który widocznie na mnie wpadł.
Albo ja na niego. Nieważne. Stał przede mną brunet, co najmniej 1,90 wzrostu.
Nieziemsko przystojny. Ubrany w dżinsowe rurki, szarą bluzę i fioletowe skejty za
kostkę. Uśmiechnięty nieśmiało od ucha do ucha.
Przerażone spojrzenie bladoniebieskich oczu tylko dodawało mu uroku.
Motylki w brzuchu były odruchem natychmiastowym. Czułam, że moje serce
przyspiesza i bije niekontrolowanie szybko. Spuściłam głowę by nie pokazywać
rumieńców, które prawdopodobnie pojawiły się dość szybko na mojej twarzy.
Zagryzłam delikatnie wargę.
- Przepraszam, bardzo. – wyszeptałam i
chciałam jak najszybciej minąć chłopaka. Ku mojemu zdziwieniu, Nieznajomy nie
pozwolił mi odejść. Złapał mnie za nadgarstek i z powrotem przyciągnął do
siebie, zadziornie unosząc brew.
- Gdzie się wybierasz? – zapytał tak
intymnym tonem, że aż zrobiło mi się gorąco. Miałam ochotę rzucić mu się na
szyję. Co z tego, że nie wiedziałam nawet, jak ma na imię? Chciałam tego,
naprawdę. Poszerzył uśmiech, który z niepozornego zmienił się w szczery i
niewymuszony. – Miałem zamiar cię gdzieś zaprosić w ramach rekompensaty.
- Przepraszam, ale mam plany… -
powiedziałam szczerze chociaż jestem pewna, że wyglądało to, jakbym po prostu
go spławiała. Spostrzegłam ledwie zauważalny smutek w jego oczach i przysięgam,
że w tamtej chwili zrobiło mi się niezmiernie przykro. – Może innym razem. – dopowiedziałam
chcąc ratować budowanie znajomości, ale moim skromnym zdaniem tylko pogarszając
sytuację. Ścisnęłam jego rękę i obróciłam się na pięcie czekając, aż coś powie.
- Dobra, nie ma sprawy. – odparł szorstko,
momentalnie puszczając mój nadgarstek.
Ale ze mnie idiotka, pomyślałam.
Jednak jest jeszcze jeden wątek, który może uratować ten dzień. Spotkanie z
Anonimkiem. Przecież dla niego tu przyszłam. Co prawda nie powiedziałam nic
Lottie ale usprawiedliwiałam się tym, że później wszystko dokładnie jej
opowiem. Wnioskując, że na krótkiej rozmowie z chłopakiem, który na mnie wpadł
straciłam trochę czasu szybkim krokiem popędziłam do umówionego miejsca.
Stanęłam przed budynkiem,
przyglądając mu się i westchnęłam ciężko. Ten dzień może być najgorszym, a
zarazem najlepszym dniem mojego życia. Kilka minut zastanawiałam się, czy nie wrócić do domu i przeprosić za
nieobecność, podając błahy powód. Ale tak mnie zachowuje się Alexandra Foster.
Alexandra Foster stawia czoło wszystkiemu. Pchnęłam więc drzwi do lokalu i weszłam
po schodach na wyższe piętro, uśmiechając się delikatnie. Wnętrze było dokładnie takie, jakie je
zapamiętałam z moich urodzin organizowanych w tym miejscu kilka lat temu.
Przygaszone światła, kilka torów z kulami do kręgli, kanapy i wielki, plazmowy
telewizor. Weszłam do kręgielni i rozejrzałam się. Nikogo tam nie było. I nagle
świat przysłoniły mi czyjeś ręce.
- Zgadnij kto? – usłyszałam szept
skierowany do mojego ucha, a moje ciało przeszył przyjemny dreszcz.
Zachichotałam melodyjnie i zdjęłam dłonie Anonimka z mojej twarzy. Obróciłam
się i zobaczyłam chłopaka w okularach przeciwsłonecznych. Właściwie to nie
wiem, po co je założył. Przecież byliśmy tam tylko my. Mimo jego licznych
protestów ściągnęłam mu okulary.
I zamarłam.
Tego się nie spodziewałam.
Nikt nie spodziewałby się tego.
_____________________________________________________________________________
No i powrót Pinkie. I takie trochę prywatne sprawy: Kat. mam nadzieję, że to czytasz. Prooooszę, złap ze mną jakiś kontakt. Zależy mi na tej przyjaźni, smutno bez ciebie!